październik 14, 2008
Moja przyjażń z rodziną R. trwa już około 30 lat. Najpierw poznałam Bernarda i jego żonę Noelle a potem całą ich liczną rodzinę. Zauroczyły mnie zwłaszcza trzy ciocie Bernarda, rodzone siostry jego ojca. Mieszkały w domu rodzinnym, w pięknej dolinie otoczonej skałkami znanymi w całej Europie i chętnie odwiedzanymi przez amatorów wspinaczki. Nawiasem mówiąc król Belgii Albert Pierwszy zginął tam wspinając się na szczyt jednej ze skał. Można tam zobaczyć jego pomnik, tuż nad szosą, na wprost rzeki Mozy.
http://www.arquebusiers.be/20e-siecle-3.htm
Dziś jest to centrum ćwiczeniowe komandosów armii belgijskiej.
A z drugiej strony tych skał czas się zatrzymał … W domach zbudowanych z kamienia w XIX wieku mieszkają rodziny od wielu pokoleń związane z tym miejscem. Wszystkie trzy ciocie były już na emeryturze gdy odwiedziłam je po raz pierwszy. Ich dom trwał niezmieniony od czasu gdy rodzina w nim zamieszkała. I ciocie też nie zmieniały się przez te wszystkie lata. Na jednej ze ścian mojego lokalu wisi zdjęcie trzech sióstr, ostatnie jakie im zrobiłam. W styczniu 2007 dwie z nich zmarły, została ciocia Yvonne z którą jestem najbardziej zżyta. Chciałam jej zadedykować to miejsce w którym robimy tarty o których często mi opowiadała, a podczas mojej i Basi wizyty w ubiegłym roku nauczyła Basię, szefową kuchni, jak robić słynne belgijskie galetki, rodzaj gofrów, bardzo rozpowszechnionych w Belgii, robionych na różne sposoby i według różnych receptur. Basia właśnie testuje przepis cioci Yvonne i wkrótce wejdą do sprzedaży galetki które ciocia Yvonne robiła stale na wszystkie rodzinne imprezy a było ich niemało, o czym wkótce opowiem…