Z głową pełną pomysłów na chlebki i różne słodkości pojechałyśmy wypocząć i zwiedzić największy kurort belgijski : Ostendę.
Droga ze stacji kolejowej biegnie wzdłuż portu. Tam znajduje się targ rybny, zaopatrywany w ryby z nocnego połowu. Więc gdzie jak nie tu można zjeść świeżutką, pyszną rybkę ? Szłyśmy wybrzeżem wzdłuż którego ciągnie się rząd budek oferujących owoce morza w przeróżnych zestawach, na zimno i na gorąco. Kamilka degustowała langusty, kraby i krewetki i podzieliła się z mewą, która nas obserwowała od momentu zakupu :
Wszystkie belgijskie gazety podają godziny przypływów i odpływów morza, a to dlatego, że zmiany poziomu wody są ogromne. W ciągu godziny morze cofa się daleko od lądu i warto to uwzględnić zwłaszcza gdy ma się ochotę na kąpiel.
Tu widać wyraźnie gdzie zaczynała się plaża. Żółte boje pływały w głębokiej wodzie. A między 10.00 a 11.00 woda była najdalej od lądu.
Większość budynków na nabrzerzu to mieszkania do wynajęcia. Latem przyjeżdżają tu tłumy turystów, ale teraz lokale te są puste, można je tanio wynająć i stąd robić wycieczki po Flandrii, północnej części Belgii, która obfituje w zabytki, muzea, kościoły z oryginalnymi obrazami największych mistrzów pędzla.
Można też się wybrać na wycieczkę promem do Anglii. Bilety do nabycia w porcie.
Obiad zjadłyśmy w małym lokalu, kameralnym, słynącym z najlepszych małży, podawanych z selerem naciowym w dużych, parujących kociołkach – garnkach, po jednym na osobę. Wygląda to imponująco i przesadnie jak na jedną osobę, ale większość garnka zajmują muszle, z których trzeba te małże wyjmować. Do tego duża porcja frytek. Taki posiłek najlepiej zjadać w towarzystwie, bo trwa on długo i można w tym czasie porozmawiać.
To jest zdjęcie z innego mojego pobytu, ganek już prawie pusty, a obok drugi, na puste muszelki. Łyżka podawane jest po to, żeby na koniec zjeść ten pyszny wywar, mniam….
Ponieważ Kamilka nie lubi małży, zamówiłyśmy langusty dla niej i dorsza dla mnie. Do tego frytki, specjalność belgów, nie za cienkie, chrupiące z wierzchu, miękkie w środku. Pycha.
Kiedy wracałyśmy na dworzec, żeby się udać do Brugii, trafiłyśmy na kolorowy, taneczny korowód karnawałowy (!!!) U nas Wielki Post a tam zabawa na całego
Nie wiem, czy to widać na tych zdjęciach, ale wśród przebierańców znaczna część jest w wieku emerytalnym lub tuż przed ale witalności można im pozazdrościć.
Otrzepałyśmy się trochę z konfetti i wsiadłyśmy do pociągu żeby wykorzystać słoneczny dzień ( co jest rzadkością o tej porze roku w Belgii) i przenieść się w czasie spacerując po Brugii…